Może trudno w to uwierzyć, ale nigdy dotąd nie rozkułem łańcucha w rowerze. Naprawdę.
No, ale skoro mam drugi rower gotowy do jazdy, to stwierdziłem - co mi szkodzi? Najwyżej pojeżdżę zimówką i oddam górala do serwisu, żeby naprawili co zepsułem.
Najpierw dzielnie zmieniłem opony w zimówce. Podziwiajcie mnie - to bydlę ma iście teutońską konstrukcję kół. Sam tego chciałem, żeby wszystko było kryte i w miarę zabezpieczone przed solą, to mam.
Przednia piasta z prądnicą to jeszcze pół biedy, podpytałem w serwisie jak się rozłącza hamulec rolkowy (mniej więcej tak, jak sam wymyśliłem, tylko zaczep stawiał opór, a bałem się cos urwać). Rozłączyłem hamulec, wydłubałem druciki zza blaszek prądnicy, dalej już całkiem normalnie. Udało mi sie nawet nie założyć opony odwrotnie, ani nie przyszczypać detki - to już miałem przećwiczone na góralu. I jeszcze całkiem samodzielnie rozczaiłem, jak zmontować wtyczkę do prądnicy - teraz już nic w przednim kole nie ma na wierzchu, mogą sypać na ulice tyle soli, co w zeszłym roku (wiosną podobno w kałużach pośniegowych widziano śledzia, żywego).
Z tylnym kołem heca jest trochę większa - jest linka od przerzutki wewnętrznej i linka od hamulca rolkowego. Żadna się nie rozpina. A że kazda linka z innej strony koła - jedną TRZEBA zdjąć, żeby ściągnąć oponę z koła... Po krótkich oględzinach, zdecydowałem się odczepić linkę hamulca, bo jest przymocowana tylko jedną śrubą, którą oceniłem jako odkręcalną Dwiema Lewymi Rękami. I, co ważniejsze, przykręcalną ;). Ocena okazała sie o tyle słuszna, że rzeczywiście odkręciłem i potem przykręciłem. Okazało się jednakowoż, że po odkręceniu (a raczej poluzowaniu) rzeczonej śrubki, linka się w niej swobodnie przesuwa (tak, _w_ niej - śrubka okazała się mieć dziurkę, linka przechodzi przez dziurkę, a dokręcanie śrubki dociska dziurke do mechanizmu hamulca, blokując ją), ale linki nie wyciągnę, bo zakończenie linki nie przeciśnie się między blachami hamulca. Skończyło się na ściągnięciu tej końcówki i dopiero linka wyszła. Dla tych, którzy doczytali aż dotad - udało mi sie potem końcówkę założyć i zacisnąć kombinerkami.
Poza tym - trzeba było jeszcze odkręcić od ramy uchwyt od Nexusa, ale to nawet Dwiema Lewymi Rękami nie problem.
A skoro już zdjąłem to tylne koło, to wziąłem w garść ten kawałek Chainglidera, którego nie udawało mi się załozyć porządnie na rowerze i zacząłem go przymierzać do koła. NIEDASIĘ. Jak producent napisał, że tylna część na kółka 15-17 ząbków jest do piasty Rohloff, to znaczy, że na Nexusa się nie założy. Amen. Na Nexusa trzeba założyć element opisany przez Hebie jako "Alfine". I trzeba do tego mieć zębatke 18-22 zębową. Straszne to nie jest, i tak chciałem założyć większe kółko, bo zimówką jednak ciężej i wolniej się jeździ, niż góralem. Tyle, że ta część trochę kosztuje...
Mam do sprzedania za pół ceny tylną część Chainglidera 15-17t (dla piasty Rohloff).
Zimówke ze zmienionymi oponami poskładałem, hamulce zamocowałem, dynamo podłączyłem, przetestowałem w garażu - jeździ prosto (zawsze miałem problem z zakładaniem tylnego koła na skośne haki, więc prosta jazda to kolejny powód do samozadowolenia ;) ), hamuje - bajka. Mam zabezpieczony rower, to można sie brać za rozkręcanie Gary'ego.
Plan: założyć opony zdjęte przed chwilą z zimówki, zdjąć po raz pierwszy w życiu łańcuch i go wyczyścić, zmienić szczęki przedniego hamulca. Jak się uda, zdjąć przerzutkę i też ją przeczyścić.
No to uraaaa!!! hamulce rozpięte, przednie koło zdjęte, opona zmieniona - to już umiem. Zmieniamy szczęki hamulca. Też nie jakaś wielka sztuka. Zakładam koło - bez hamulca rolkowego i dynama to bułka z masłem. Zapinam V-kę... i tu zonk. Szczęki z obu stron już ściskają obręcz, a hamulca dalej nie mogę zapiąć. Oglądam z każdej strony i WTEM!!! Heureka! te grube podkładki wklęsłe z jednej strony mają różne grubości - od strony szczęki jest grubsza, od śrubki cieńsza. No to je zamienimy, c'nie? Pomogło. Jeszcze musiałem baryłką przy klamce regulować, żeby się dobrze zaciskały. Tylko jednego nie rozumiem do tej pory - na starych szczękach grubsza podkładka jest od strony szczęki i hamulce dały się ustawić... Do rozczajenia kiedyś.
Teraz tył. Na początek zdejmę ten łańcuch, inshallah...
Po krótkich oględzinach wiem, jak przystawić do łańcucha rozkuwacz. Kręcę (werble!), kręcę (werble!!!), kręcę (WERBLE!!!) TADAAAAM!!! RUSZYŁO SIĘ! Ale łańcuch się nie rozpina. W sumie, nie dziwne, z dtugiej strony obie blaszki jeszcze siedzą na bolcu. Kręcę dalej (werble!) i dalej (werble!!!) i dalej (WERBLE!!!) BACH! Bolec wypadł z drugiej strony na przezornie podstawiona dłoń. Byle nie zgubić! Odkładam na półkę.
Łańcuch sie rozpiął i, co było do przewidzenia kółko spomiedzy blaszek wypadło i gdzieś się poturlało. I co z tego, że nie zgubiłeś bolca, baranie? Po minucie gorączkowego rozglądania się i drugiej - rozglądania się z latarką w garści, kiedy już miałem zaangażować do poszukiwań Supermagnes (kółko chyba stalowe, nie?) - jest! Odkładam na półkę, byle nie zginęło. Przy okazji - teraz już wiem, po co niektóre rozkuwacze mają śrubkę z tyłu - można ntak ją ustawić, żeby bolec został w ostatniej blaszce. Mój rozkuwacz takiej takiej śrubki, niestety, nie ma.
Teraz czyścimy. Benzyna - jest. Słój - jest. Nawet szczelnie się zakręcający. No łańcuch do słoja, benzyna do słoja, zakrętka na słój i trzęsiemy. Trzęsę, trzęsę, trzęsę, TRACH! Słaby jakiś ten słój, łańcuch go rozbił... Idea trzęsienia na balkonie była genialna. Łańcuch można wprawdzie uznać za czysty, za to balkon... Nic to, dobrze że nie parkiet w mieszkaniu, żona by chyba zeszła na zawał, jakby w całym domu śmierdziało benzyną. Trochę zmywanie tej zasyfionej benzyny (i zbieranie resztek słoja) trwało. No, ale w końcu miałem czysty balkon i czysty łańcuch. teraz go założyć.
Co ja się nakombinowałem, żeby ten bolec w miarę prosto wsadzić w pierwszą blaszkę... Chyba będę musiał kupić taki rozkuwacz, którym w miarę łatwo da się ten bolec w blaszce zostawić. A jak już wsadziłem bolec, zaczęło się kombinowanie, jak to zrobić, żeby utrzymać otwory czterech blaszek i tego kółeczka pośrodku w jednej osi. Skończyło się na tym, że rower położyłem na podłodze, sam się położyłem obok i jak saper, powoli, delikatnie, jedną lewą ręką trzymałem wszystkie elementy łańcucha i rozkuwacz, a drugą lewą ręką kręciłem. A jak wszystko się udało zmontować do kupy, to taki byłem z siebie zadowolony, że założyłem tego bloga na wieczną tego sukcesu (i kolejnych, które po nim niewątpliwie nastąpią) pamiątkę :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz