sobota, 22 września 2012

Dętka na hamulcu jak skarpeta na stopie...


...wiem, zła poezja.

Tyle, że to niemal dokumentalny opis tego, co się córce przydarzyło. Zadzwoniła, jak wychodziłem z roboty,  że coś jej się w koło stało, więc przypięła rower do jakiegoś znaku koło domu koleżanki i trzeba go będzie jakoś do domu dostarczyć. I coś o dętce zaplątanej w szprychy. Trochę się zdziwiłem, ale nie przejąłem się specjalnie i spokojnie pojechałem do Sulejówka.

Po powrocie (i obiedzie) wziąłem psa, tylne koło od Jaka™ (bo dopytałem, że tylne się zblokowało) zawiesiłem sobie na ramieniu za pomocą walającego się na wieszaku paska po jakiejś torebce i poszedłem szukać roweru. Znalazłem (nie od razu, musiałem zadzwonić do domu po dodatkowe wyjaśnienia, gdzie dokładnie ten znak jest - ale w końcu...) i moim oczom ukazał się obraz taki: dętka rzeczywiście wplątana nie tylko w szprychy, ale też w łańcuch i zębatkę, opona zrzucona z obręczy. I co dziwniejsze, nie mogłem tej dętki wyplątać, bo czegoś się trzymała, jakby do klocka hamulcowego się przykleiło, czy ki czort...

Przeciąłem dętkę z obu stron hamulca i z obu stron zaworu, odpinam szybkozamykacz... Kurde, zupełnie zapomniałem, że ten rower ma szybkozamykacz na przednim kole, a na tylnym - nakrętki. I nie wziąłem klucza w związku z tym. No, ale w końcu od czego są rodzice tej koleżanki obok, prawda? Odwiedziłem, z braku klucza piętnastki wziąłem szwedzki i wróciłem do roweru (czekał na mnie przypięty z powrotem do znaku, razem z przytarganym przeze mnie kołem). Zdjąłem koło, oglądam ten hamulec z kawałkiem dętki - a ona nie jest przyklejona, tylko naciągnięta na klocek, jak skarpeta. Jak ona to zrobiła?

Teorie są dwie. Klocek był przekręcony na osi, czyli albo coś jej wpadło na ten klocek, szarpnęło go do góry, klocek zepchnął oponę z obręczy, dętka wylazła i wbiła się na klocek i dalej - wiadomo; albo wprost przeciwnie - opona czort wie czemu zlazła z obręczy, dętka wylazła, złapała klocek i go przekręciła...

Skłaniam się raczej ku teorii pierwszej, ale cholera wie, akurat ta opona na tę obręcz daje się założyć bez narzędzi, może ona troszkę za luźno siedzi... Przekonamy się, jak koło znowu założę - jeśli problem się powtórzy, to źle się skłaniałem :D

Tak czy owak, założyłem drugie koło, znowu zapiąłem rower, razem z dodatkowym kołem, do znaku, poszedłem oddać klucz i wróciłem. Koło na pasek, pasek na ramię, rower za fajkę w garść i w stronę domu. Ale bardzo szybko przyszło mi do głowy, że po co ja targam koło na ramieniu, skoro prowadzę rower, prawda? Chińczycy potrafią do roweru lodówkę przymocować, to ja dodatkowego koła nie dam rady? Po chwili kombinacji, koło wylądowało oparte o pedał, paskiem zapiąłem je w dwóch miejscach do górnej rury, dodatkowo wyciągnąłem z kieszeni taki pasek odblaskowy na nogawkę i zapiąłem nim koło w trzecim miejscu do rury dolnej. Nawet elegancko wyszło, budziło skojarzenia z takim starym samochodem z zapasowym kołem na błotniku mocowanym :D

Przynajmniej pies na tym zyskał, takie długie spacery to on uwielbia.

A w ogóle, to okazało się, że Młoda to miała tę przygodę już rano, jak na coś tam przed lekcjami do szkoły się spieszyła. To zapięła rower i poszła piechotą, już niedaleko było. Przytomne dziecko, nie powiem...