niedziela, 23 października 2011

Druga Warstwa Błękitnego Jaka™

Wypadł mi wyjazd z planów, więc położyłem drugą warstwę farby na Błękitnego Jaka™. Teraz miejscami jest pomalowany po całości:


 a miejscami tylko tyle, żeby rdzę zakryć:


Całość wygląda tak, że rower jest praktycznie niesprzedawalny, tzn. nie wyobrażam sobie innego nabywcy, niż skup złomu. Ciekawe, jak będzie wyglądać wiosną...

Przy okazji rower dostał niebieskich śrubek, jak Trurlowy Doradca Doskonały. Znaczy, w dobrym towarzystwie się znalazł :D Choć, z drugiej strony, Doradca nie najlepiej skończył... Dla miłośników Lema - niebieskie śrubki w liczbie jednej wyglądają tak:


Trochę nieostro wyszło, bo zdjęcie kalkulatorem robione...

No dobra, to w tygodniu spróbuję go poskładać...

sobota, 22 października 2011

Błękitny Jak™

Pierwsza warstwa Hammerite'a na zimówce położona. Od widelca toto ciemniejsze, od ramy jaśniejsze, połysku metalicznego nie ma i w ogóle rower nabrał wyglądu wiejskiego grata, który został potraktowany farbą olejną. Wygląda bardziej obleśnie, niż kiedy był po prostu pordzewiały - czyli własnymi Dwiema Lewymi Rękami™ dokonałem Niemożliwego :D

Ale i dobrze, on nie ma wyglądać, on ma jeździć. Zimą. Może sobie przy tym być wypacykowany, jak dziwka pod Polonią.

Najpierw pojechałem papierem ściernym. Nawet nie tak dużo poszło, jak myślałem. Ciekawostka: jak potarłem taką dziurę w lakierze, pod którą było widać rdzę, to po starciu lakieru okazywało się, że plama rdzy jest większa od dziury. Lakier dobrze przylegał, więc nie wiem, czy to rdza się jakoś rozlazła pod lakierem, czy, co bardziej prawdopodobne, sam tę rdzę rozprzestrzeniałem, trąc...

Potem się wziąłem do malowania takim małym pędzelkiem. Farba Hammerite okazała się dla pędzelka zbyt twarda, więc musiałem wziąć drugi, bo pierwszy przyjął taką oto postawę:



Przy czym nie malowałem całości, tylko te obszary, gdzie rdza wylazła. Dzięki temu w wielu miejscach widać oryginalne odcienie lakieru na rowerze. Trzy kolory: niebieski, niebieski i niebieski :D

Aby oddać jego wielobarwność, zimowy charakter i, przy okazji, niezwykłą wręcz chyżość, nadałem rowerowi nowe miano. Od dziś nazywa się on Błękitny Jak™.

Błękitny Jak po pierwszym malowaniu wygląda tak:


Jeszcze druga warstwa, pewnie we wtorek, i trzeba będzie go poskładać. Może zdążę, nim śnieg spadnie...

czwartek, 6 października 2011

Odkręciłem cholerę!

Rozbierania zimówki ciąg dalszy.

Koło nadal w serwisie, bo, uważacie, z cyntrali im klucza do piasty nie przysłali. I będzie dopiero w przyszłym tygodniu, bo teraz to oni do Kielc na targi jadą. Chyba się z tym serwisem nie polubimy, a szkoda, bo jest najbliżej...

Dzisiejszy cel: odkręcić nóżkę, której nie dałem rady ruszyć, jak odkręcałem koło. Nóżka taka od miejskiego roweru, umocowana centralnie przy suporcie śrubą na imbus 8mm, wkręcanym w korpus nóżki (tzn. nie ma z drugiej strony nakrętki, jak się nie pokręci śrubą, to nie ma czym kręcić). Trzymała cholera, jak skała, mimo użycia sporej ilości WD40. Pomyślałem sobie, że dam smarowi trochę czasu, może dostanie się głębiej.

Może się i dostał, ale niewiele to pomogło. Śruba dalej ani drgnie. No to wziąłem jeszcze WD40, imbus i młotek. Odkręciłem przednie koło i błotnik (bo błotnik do wymiany). Napsikałem tego smaru jakieś pół litra, wsadziłem imbus i napieprzam młotkiem w klucz. Ze dwa razy miałem wrażenie, że śruba drgnęła, ale próby odkręcania nadal nie dają rezultatu.

W końcu, jak już byłem pewien, że się kawałek przekręciła, zacząłem kombinować. Na preclu pisali, że w takich sytuacjach wsadzają na klucz jakąś rurkę, żeby dźwignia była. Tylko skąd ja rurkę wytrzasnę? Stwierdziłem, że nic odpowiedniego nie mam, trzeba sobie radzić inaczej. No i poradziłem sobie:


Skoro imbus to taki sześciokąt, to któryś klucz nasadowy powinien pasować. Pewnie taki 8mm. No to wziąłem odpowiednią końcówkę, śrubokręt i wyszło takie coś, jak na obrazku. Miałem wprawdzie pomysł, jak to wydłużyć jeszcze bardziej, ale tyle wystarczyło. Na szczęście, bo już na tym były luzy, a jak bym to jeszcze przedłużył, to albo by latało i się rozpadało, albo mógłbym wygiąć przedłużkę.

Rama na kolana, stopę zaparłem o główkę, trochę się posiłowałem i z mozołem - zeszło. Uff. Już się bałem, że bez wiertarki się nie obejdzie, a to ryzykowne jest w moim wykonaniu...

Przede mną jeszcze mycie, papier ścierny i malowanie, żeby mi ten rower się w zimie od rdzy nie rozpadł. I poskładanie tego wszystkiego z powrotem zusammen do kupy. Ciekaw jestem, co mi wyjdzie, jak to wszystko zrobię. Będzie jeździć, czy będę musiał się udać do Arka po ratunek?